sobota, 25 maja 2013

Na ratunek


Mijał dzień za dniem. Nikt nie dzwonił. Nawet Tris i Harriet. Ja też nie dawałam znaku życia. Mój świat się rozpadł. Wszyscy wytykali mnie palcami. A nawet nie znali mojej wersji. Squicky tuląc się do mnie, dodawał mi otuchy.
- Wychodzimy z Marilyn do sklepu! - zawołał tata z dołu. Wiedział już, że ma mi nie przeszkadzać.
Drzwi trzasnęły i zostałam sama. Mogłam do woli się nad sobą użalać. Przez ten wolny czas zrozumiałam wiele rzeczy.
- Lucas Martin to niczego warty dupek
- Nienawidzę Florence
- Straciłam szanse na miłość

Leżałam na łóżku z słuchawkami w uszach. Taylor Swift zawsze mi pomaga. Teraz śpiewa dla mnie ' I Kwen You Were Trouble'. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Czyżby rodzice czegoś zapomnieli? Poszłam otworzyć.
Kiedy uchyliłam drzwi ujrzałam przed sobą wysokiego, przystojnego mężczyznę, w rozpiętej koszuli i okularach. Od razu chciałam zamknąć drzwi, ale on w porę zdążył mnie powstrzymać.
- Tak się wita swojego Jeff'a? - zapytał przybysz, przyciągnął mnie do siebie i soczyście pocałował.
- Puszczaj mnie! - wyrywałam się. - Nie jestem twoją własnością!
- Oj, coś myśle, że się mylisz. Zostałaś moja, gdy pierwszy raz mi się oddałaś - zatarł ręce.
- Znowu zgłosiłam Cię na policje. Wyjdź, albo odsiedzisz te 5 lat ! - zagroziłam.
- Zgoda, wyjde, ale pod jednym warunkiem
- Jakim?
- Ty pójdziesz ze mną - chuchnął mi dymem z peta prosto w twarz.
- Nie chce mieć z tobą nic wspólnego! - próbowałam zamknąć drzwi. Jednak on nie zamierzał się odsunąć.
Wtem ktoś pojawił się za jego plecami. Nie mogłam dokładnie się przyjrzeć, ale...
- Zostaw ją! - krzyknął jakiś chłopak. To był głos Lucasa! Czyżby zrozumiał moją sytuacje i przyszedł na ratunek?
- Spadaj, koleś - następny głos należał do Theo Leander'a. Co on tu robił ?
Wszystko działo się bardzo szybko. Theo i Lucas wpadli do domu i wynieśli z niego Jeffrey'a.
Następnie przybiegł Dereck z Harriet ( mam nadzieję, że nie są parą :) ). Lecz brakowało jednaj, wyjątkowej dla mnie osoby.
Stała w kącie i oglądałam całe zdarzenie. Moi przyjaciele uratowali mnie. Jednak się ode mnie nie odwrócili!
Pod koniec akcji obezwładniania Jeff'a, przyjechał radiowóz policyjny. Wysiała z niego komisarz Doodle i ...nie mogłam w to uwierzyć...Tristan! Kiku policjantów zapakowało Palms'a do auta.
- Pięknie się spisaliście chłopcy - Doodle skierował te słowa do Thea i Lucasa.
Gdy policja odjechała, Lucas zbliżył się do mnie.
- Nic Ci nie zrobił? - zapytał patrząc na mnie.
- Dla twojej wiadomości, żyje - wyszeptałam.
- Chciałem Cię przeprosić za moje zachowanie. Było nie w porządku - przykucnął obok mnie.
- Nie szkodzi. Dzięki tobie zrozumiałam coś ważnego
- A mianowicie? - zaciekawił się Martin. Może myślał, że teraz w podzięce rzuce się na niego z całusami, ale tak się nie stało.
Wtedy do domu wszedł Tristan. To on powiadomił policje. Gdy go ujrzałam, serce aż mi podskoczyło. Podbiegłam do niego. On nie wypowiedział ani słowa. Patrzyliśmy sobie w oczy. Mijały minuty. Nikt nas już nie obchodził, Liczyliśmy się tylko  my dwoje. Nawet nie wiedziałam czy Tris jest na mnie zły. Pewnie był, skoro nie miałam na tyle odwagi, aby wyjawić mu, kim naprawde jestem.
- Wyjdziemy? - Tristan w końcu się odezwał. To nie było pytanie, to był raczej nakaz.


Ciąg dalszy nastąpi...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz