piątek, 24 maja 2013

Spacer


Następnego dnia znów pojechaliśmy na komisariat.
- Może pani kontynuować swoją opowieść - zakomunikował Doodle.
- Już niwiele mi zostało - chlipnęłam.
Rozsiadłam się wygodnie w fotelu.
- A więc jak już już mówiłam, szybko zorientowałam się, że Jeff tylko mnie wykorzystuje. Byłam jego zabawką. W końcu powiedziałam : NIE! TAK DALEJ BYĆ NIE MOŻE!
- Przybyliśmy do Rainverset w nadziei, iż rozpoczniemy tu życie na nowo. - doała Aurelia ( mama ).
- Dziękuję. Przemyśle sprawe i dam państwu znać - Doodle wyszedł.
Przemyśli to?! Ja tu jestem na skraju załamania!
Już wiem. Jest tylko jedna osoba, która może mnie rozweselić. Otworzyłam torebkę, wygrzebałam telefon i wybrałam numer do Tristana.

***

Umówiliśmy się w parku. Wyglądał bardzo dostojnie. Podobał mi się. Uwielbiałam jego bezradność.
- Może pójdziemy na lody? - zaproponował.
- Chętnie - spojrzałam mu prosto w oczy. Był cudowny. Po prostu czytał mi w myślach.
- Poczekaj tutaj, a ja przyniose. Dla Ciebie czekoladowe, prawda?
- Przecież wiesz - uśmiechnęłam się. 
Tris zniknął za rogiem. Po chwili wrócił, ale nie kupił lodów. Trzymał na rękach szczeniaczka!
- Proszę, Squicky ( czytaj : Skłiki ) jest twój - podał mi maluszka. Piesek o białej, z lekka łaciatej sierści przytulił się do mnie.
- Ooo, on jest prześliczny! Dziękuje - dałam mu całusa w policzek. 
- Zauważyłem, że jesteś smutna, więc chciałem czymś poprawić Ci humor.
Postanowiliśmy przejść się ze Squick'im. Nie zjedliśmy co prawda lodów, ale ten prezent uważam za najlepszy.
Nie miałam pojęcią, że niedaleko nas spacerowały Peggy - Sue i Lily - May.


                                              Gwen


Ja i Squicky


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz