środa, 15 maja 2013

Spotkanie, hiszpański i inne zdarzenia losowe.


O 17.00 zadzwonił dzwonek. Wpuściłam go do środka mojej rezydencji. Miał na sobie błękitną koszulę i beżowe spodnie.
- Przyniosłem potrzebne materiały - zakomunikował.
- Ale zanim...eeee...Chcesz coś do picia? - zapytałam jak urodzona pani domu.
- Wystarczy szklanka wody - odpowiedział i usiadł w salonie. Gdy wróciłam z kuchni zlustrował mnie wzrokiem. Miałam na sobie lekko rozpiętą bluzkę z ozdobnymi guzikami i obcisłe spodnie. Zawstydziłam się trochę. Nie powinnam się tak ubierać - doszłam do wniosku - Przy nim tak nie wypada.
- Możemy zaczynać? - zapytał wyraźnie wzburzony.
- O! - poderwałam się - Jasne, już
- To dobrze chica, najpierw pouczymy się słówek.

***


Nieźle się uśmialiśmy przy tym hiszpańskim. Zwłaszcza z mojego nieodpowiedniego akcentu. Jednak zdarzyło się coś niepokojącego. Może nie niepokojącego, ale wyjątkowego, tak, to jest dobre słowo. W tym samym momencie oboje sięgneliśmy po tą samą książkę. Jaki był skutek? Nasze dłonie spotkały się i delikatnie musnęły. Oczywiście była to tylko chwila i od razu się udsunęliśmy. Po tym zdarzeniu Tristan szybko wyszedł. Wydaje mi się, że trochę się speszył. No cóż, przynajmniej było fajnie. Teraz pora zdać relacje Harriet.


Gwen Johnson                                               


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz